piątek, 10 czerwca 2016

Barry Guy – Grupa Błękitnego Całunu w formule rozwichrzonej


Barry Guy, wyśmienity brytyjski kontrabasista, kompozytor i improwizator, niewątpliwie zamieszkał już w Polsce na stałe. Przynajmniej w wymiarze artystycznym.

Od roku 2010 gości z różnymi swoimi aktywnościami muzycznymi w kraju nad Wisłą niemal nieprzerwanie. O dwóch pobytach z New Orchestra (2010, 2012) pisałem już na tych łamach, piejąc z zachwytu nad ich dokumentacją fonograficzną (Mad Dogs, Mad Dogs On The Loose). Rok 2013 przyniósł wizytę London Jazz Composers Orchestra, a rok kolejny także tria Aurora (oba na warszawskim Ad Libitum).




W tymże samym, 2014 roku, miało miejsce kolejne spektakularne wydarzenie. Na kilkudniową rezydencję do Krakowa trafił 14-osobowy Blue Shroud Band, powołany specjalnie na okoliczność realizacji kompozycji Barry’ego The Blue Shroud, inspirowanej Guernicą Pablo Picasso, a także drastycznymi wydarzeniami historycznymi, jakie unieśmiertelnia ten wybitny obraz. Na czterodniowy pobyt w Krakowie złożyły się występy Małych Formacji, stworzonych z muzyków BSB, a także finałowe wykonanie kompozycji zasadniczej (a zatem idea bliźniacza do spotkań z New Orchestra kilka lat wcześnie). Dziś trafia do nas czteropak, który dokumentuje trzydniowe wzmagania Small Formations – Tensegrity (Not Two Records, 2016).

Nie minął rok, a na kolejnej edycji Festiwalu Ad Libitum, ponownie pojawiła się rzeczona Grupa i wykonała kompozycję, tym razem nie tylko dla radości publiczności zgromadzonej na koncercie, ale także na potrzeby fonograficzne. A te ostatnie dokonały się za pośrednictwem szwajcarskiej wytwórni Intakt Records – The Blue Shroud (2016).




Dodajmy, że w/w pobyty Guya w Polsce to nie jedyne jego wizyty. Niech przykładem będzie udany duet z Kenem Vandermarkiem na Krakowskiej Jesieni Jazzowej w 2014 roku.

Osobiście nie uczestniczyłem w czterodniowej rezydencji Blue Shroud Band w roku 2014, szczęśliwie jednak miałem właśnie okazję odsłuchać wspomniany czteropak i za chwilę podzielę się z Wami wrażeniami. Zupełnie odwrotnie ma się rzecz z pobytem BSB w Warszawie, w roku ubiegłym. Byłem, widziałem, słyszałem, natomiast nie posiadam jeszcze płyty wydanej przez Intakt.

Zapewne wszyscy interesujący się muzyką improwizowaną wiedzą, że komponowanie i improwizowanie w idiomie jazzowym, czy na polu free improvisation, to nie jedyne zainteresowania Barry’ego Guya. Niebywale aktywny muzycznie, blisko już 70 letni Brytyjczyk, od lat gra także muzykę barokową, wraz ze swoją żoną, wspaniałą skrzypaczką Mayą Homburger. Guy przy okazji wyznał kiedyś, że ta sfera jego życia artystycznego stanowi przy okazji główne źródło jego dochodów, przez co pozwala także realizować inne pasje. Jak się bowiem domyślamy, zabawa w improwizowanie nie rokuje specjalnych szans na godziwe życie w aspekcie materialnym.




Barry Guy egzystuje zatem muzycznie na dwóch jakże odległych od siebie światach. Od pewnego już czasu stara się jednak … łączyć te z pozoru niestykające się ze sobą pola. Stąd choćby zaproszenie Mayi Homburger do New Orchestra (począwszy od pierwszego spotkania w Krakowie), czy też integrowanie muzyki improwizowanej z barokowymi incydentami, czynione nawet na krążkach z repertuarem Jana Sebastiana Bacha. Sama kompozycja The Blue Shroud jest w mojej ocenie kolejną próbą tego rodzaju działań artystycznych. Już uważna lektura składu BSB potwierdza tę tezę. Grupa łączy w sobie bowiem muzyków obu sfer życia muzycznego. Ze świata muzyki klasycznej mamy tu – poza oczywiście Mayą Homburger – także wiolinistkę Fanny Paccoud, czy gitarzystę Benjamina Dwyera. Są muzycy funkcjonujący nie tylko w świecie muzyki improwizowanej, tacy jak Michael Nieseman (alt sax i obój), Julius Gabriel (saksofony), Torben Snekkestad (sax, trąbka), czy Per ‘Texas’ Johansson (tenor sax, klarnet). Nie brakuje wreszcie jazzowych, czy free jazzowych wyjadaczy – Petera Evansa (trąbka), Lucasa Niggli i Ramona Lopeza (perkusja), Agusti Fernandeza (piano), czy Michela Godarda (tuba). Skład uzupełnia śpiewaczka Savina Yannatou, doświadczona na wielu polach współczesnej muzyki (zarówno pięknie śpiewa, jak i zadziornie improwizuje w stylu kilku brytyjskich free improwizatorek). W ramach BSB powstał zatem niebywały tygiel muzycznych osobowości, który pod śmiałym przewodnictwem Guya uroczyście eksploduje na czterech dyskach, dokumentujących trzy dni zabawy w Małe Formacje – od 18 do 20 listopada 2014r. w Alchemii. Od razu zaznaczmy, iż muzyka na wydawnictwie Not Two nie jest prezentowana chronologicznie, a zatem Guy, nie dość, że zaaranżował te koncerty w ujęciu personalnym, to także skomponował ich ostateczny układ na płytach.




Tensegrity zawiera łącznie 26 utworów, z czego dwa są skomponowane, reszta zaś w pełni improwizowana. Fragmenty z nutkami to kompozycja Guya Rondo For Nine Birds i  … sonata J.S. Bacha. W obu słyszymy cudownie brzmiące barokowe skrzypce Homburger. W pierwszym wspomaga ją sekcja Guy-Niggli, w drugim występuje solo.

Dysk pierwszy zaczyna ostrą preparacją piana Fernandez, a po chwili dołącza do niego Evans. Prawdziwe trzęsienie ziemi, a potem jest już tylko lepiej. Bardzo smakowicie improwizuje na gitarze, klasyczny z wykształcenia i doświadczenia, Dwyer. Równie zadziorna, jak pięknie brzmiąca, jest jego koleżanka z filharmonii, wiolinistka Paccoud. Szaleją saksofoniści (uwaga na Gabriela - ale petarda!), pięknie frazuje na trąbkach z drewnianymi ustnikami Snekkestad (w czym pomaga mu Evans, już na tradycyjnej ich odmianie). Yannatou improwizuje w wysokich rejestrach, mając świetną bazę w … niskich akordach basu Guya, co czyni ich ponad 20 minutowy występ jedną z absolutnych perełek trzech wieczorów w Alchemii. Rewelacyjnie poczyna sobie trio z tubą i wiolą (Godard i Paccoud), wsparte bębnieniem Niggliego. Niebywale głośno robi się w Alchemii, gdy duet Evans-Fernandez zderza się ze ścianą dwóch zestawów perkusyjnych.  Bardzo odkrywcze w wymiarze sonorystycznym jest spotkanie chropowatej improwizacji Yannatou z tubą Godarda. Nie pozwala oderwać uszu od głośnika kolejny duet Guya, tym razem z altem i obojem Niesemanna. A na koniec najpierw popisy w septecie, mające swój początek w duecie dwóch Panów G. (Godard i Guy), kreujące ujmujący zestaw dźwięków zdominowanych brzmieniem smyczkowym (choć grają głównie dęciaki – ale jak pięknie!). Potem chwila oddechu na duet perkusyjny, by na wielki finał usłyszeć trio Aurora (Fernadez-Guy-Lopez), dogrzewane szaleństwami głosowym Yannatou i trąbką Evansa. Uff, czyste szaleństwo! A nie jest to bynajmniej pełna lista wrażeń z odsłuchu czterech dysków – to tylko te najdobitniejsze.




Tensegrity to prawie 5 godzin niesamowitej uczty dla naszych uszu. Nowy wymiar muzyki trzeciego nurtu? Zły trop. To prawdziwa eksplozja wolnej improwizacji, ozdobiona perłami barokowego chowu. Wspaniała płyta! Rolę gigantów swobodnej improwizacji przyjmują tu nie tylko zaprawieni w bojach jazzmani, ale także – i nie mniej dobitnie – muzycy specjalizujący się w muzyce klasycznej. Niebywała historia – jak inspirujące dla tych ostatnich może być takie spotkanie, oczywiście pod niebywałą kuratelą wyjątkowej postaci, lidera i głównego kreatora BSB, Barry’ego Guya. Dodajmy, że czteropak Not Two jest bardzo zgrabnie wydany, a zamieszczona na nim muzyka cudownie brzmi w wymiarze akustycznym, co w przypadku Barry’ego Guya jest akurat normą.




Szczegóły personalne wszystkich mini koncertów prześledzicie na dołączonych do tekstu fotografiach. A po ich lekturze migiem do sklepów – takiej pozycji nie możecie nie posiadać!
Pisząc ponad trzy lat temu na potrzeby Jazzarium.pl o pierwszym wydawnictwie New Orchestra - Small Formations Mad Dogs, skonstatowałem, iż ... oto już w marcu ogłaszam bezczelnie wybór płyty roku. Teraz mogę śmiało powtórzyć ten zabieg: 10 czerwca – płyta roku 2016 właśnie się ukazała!

Koncert kompozycji głównej The Blue Shroud – poczyniony, jak już wcześniej wspominałem, jedenaście miesięcy później - to już oczywiście inny wymiar muzycznej doskonałości. Półtorej godziny precyzyjnie zaaranżowanej muzyki, ale zagranej z dużą swobodą, w nieprzerwanym ciągu dźwięków, wbiły mnie w fotel Studia im. Witolda Lutosławskiego z siłą niespotykaną w tej szerokości geograficznej. Polecam krążek Intaktu, mimo, iż jeszcze go nie posiadam, bo wciąż pamiętam ów październikowy koncert. Wrażenia trwałe i niezbywalne!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz