czwartek, 11 lutego 2016

Frode Gjerstad - dziesięć kamieni milowych


Frode Gjerstad, wspaniały norweski saksofonista i klarnecista, nie świętuje w tym roku jakiejkolwiek szczególnej rocznicy. Można jedynie – przy odrobinie nikomu niepotrzebnej dociekliwości – wskazać rok 2016 jako powód do celebracji 35-lecia aktywności muzycznej na scenie jazzowej. Jakkolwiek sam Frode pewnie wie lepiej, od jakiego momentu należałoby ten proces datować.

Dopiero za dwa lata czekają go kolejne okrągłe urodziny (nota bene – siedemdziesiąte), co winno stać się istotnym powodem dla dokonania artystycznego resume. Obiecuję sobie, Wam i Frodemu, iż podejmę się tego wyzwania.

Póki co, w ramach drobnej przymiarki, spojrzałem dogłębnie na dyskografię saksofonisty i wyszukałem wśród dziesiątek, czy nawet setek pozycji, akurat te dziesięć, które z różnych względów chciałbym w tym miejscu określić mianem kamieni milowych w dorobku artystycznym Norwega. Przy okazji prawie każdy z owych kamieni pokazuje trochę inne oblicze Mistrza, inny nurt jego aktywności, przez co całe zestawienie może stanowić istotny drogowskaz poznawczy dla tych z nas, którym nazwisko Gjerstad mówi stanowczo zbyt mało.


Trio jako baza 

Zestaw z kontrabasem i perkusją to dla każdego saksofonisty najbardziej naturalne środowisko dla twórczych peregrynacji. Nie inaczej jest w przypadku Gjerstada.  Pośród ogromu ujawnień trzyosobowych Waszej uwadze polecam trzy, każde z innego powodu.



"The Blessing Light: For John Stevens" (Cadence Jazz Records, 2001). Pomimo dużego ładunku emocji i dobrze pojmowanego free jazzowego hałasu, tkwi w tym nagraniu niebywały pokład zadumy. Trudno nawet wskazać, czym ona się tak naprawdę przejawia. To się po prostu czuje. Dedykacja dla wielkiego Johna Stevensa zobowiązuje. Piękna płyta. Sekcja norweska (Storesund, Nilssen-Love).



"St. Louis" (FMR Records, 2003). Klarnet to dla Frode’go narzędzie równie istotne i z pewnością lubiane, jak saksofon altowy. Tu na koncercie za Wielką Wodą brzmi szczególnie dobitnie. A sekcja, znów norweska, wije się wokół jego dźwięków, niczym zwinny zaskroniec na żerowisku.



"The Welsh Chapel" (Cadence Jazz Records, 2003). Tym razem sekcja w edycji brytyjskiej (John Edwards i Mark Sanders!), zatem nie dziwi nikogo fakt, że prawie każdy dźwięk brzmi tu soczyście i po prawdzie - konkretnie genialnie. Edwards już chyba nigdy potem nie osiągnie tego poziomu intensywności gry.


Incydenty z Fredem Lonberg-Holmem

Jeśli pragnęlibyśmy wskazać w dorobku Norwega płyty najbliższe czystej formule free improvisation, to bez ryzyka popełnienia błędu wskazać powinniśmy jego przygody z Fredem Lonberg-Holmem i jego elektronicznie mutowaną wiolonczelą. Obok smakowitych duetów i trzyosobowych rejestracji, uwadze naszej nie może umknąć dwukrotne ich spotkanie w formule… kwartetowej, pod jakże ekspresyjnym tytułem wykonawczym VC/DC. Towarzyszą im Ståle Liavik Solberg na perkusji i genialna Stine Janvin Motland na wokalu. Pamiętacie kosmiczną edycję Spontaneous Music Ensemble z Julie Tippett? To właściwy trop! Za kamień milowy autorytarnie uznaję ich pierwsze spotkanie wydane pod szyldem "VC/DC" (Hispid, 2011), który już na drugim dysku stanowić będzie nazwę formacji.




Calling Signals/ Nick Stephens

Nick Stephens (kontrabas), to wieloletni partner Gjerstada w wielu konfiguracjach personalnych. Tu wszakże nasze zainteresowanie kieruję na kwartet Calling Signals i jego liczne ujawnienia w ramach cd-r-owej inicjatywy wydawniczej Stephensa Loose Torque. W trakcie sześciu edycji CS, przez skład przewinęło się kilku saksofonistów, trębaczy, perkusistów, a nawet akordeonista. A na playlistę trafia płyta "From Cafe Oto" (Loose Torque, 2009), z udziałem m.in. Lola Coxhilla.




Circulasione Totale Orchestra

Rozbudowana personalnie Orkiestra pod przywództwem Norwega, poza faktem, iż jest sama w sobie sporym przedsięwzięciem organizacyjnym i finansowym (na pewno nie odbywa się bez wsparcia norweskich podatników – na szczęście nie padło na biednych), jest też okazją do niekończących się incydentów artystycznych. A tych nie brakuje, zwłaszcza, że od pewnego momentu istotnym elementem CTO jest pierwiastek elektroakustyczny wkomponowany w ten skład – zawsze coś tu fajnie zgrzyta, trzepocze i uroczo się dekonstruuje. Spośród siedmiu edycji CTO wybieramy najmłodsze dziecię – podwójny zestaw "Phila/Oslo" (Circulasione Totale, 2011).




Przygody z Johnem Stevensem

Frode niejednokrotnie wspominał, iż spotkanie z Johnem Stevensem u progu lat 80. ubiegłego stulecia stanowiło początek jego poważnej aktywności jako muzyka, dodatkowo silnie go na całe życie ukształtowało. Wspólną płaszczyzną współpracy obu Panów, funkcjonującą artystycznie aż do śmierci Johna w roku 1994, była formacja Detail (w dorobku pięć CD i trzy winyle). Oko zaczepiamy na wydawnictwie "Less More" (Circulasione Totale, 1991), z gościnnym udziałem Billy Banga na skrzypcach. Warto wiedzieć, iż z Johnem Stevensem Frode nagrał jeszcze dwie płyty w duecie i jedną w trio (Derek Bailey!).




Bobby Bradford, mentor vs. mentor

Amerykański trębacz/ kornecista Bobby Bradford – po śmierci Ornette Colemana - jest obecnie chyba najstarszym na świecie aktywnym muzykiem free jazzowym (w tym roku skończy 82 lata!). Wspólnie z naszym bohaterem spotykali się wielokrotnie (na ogół w zgrabnej formule kwartetowej), a każde z tych spotkań warte jest paru sekund na skupiony odsłuch. Na naszą okazjonalną listę wrzucamy krążek "Reknes" (Circulasione Totale, 2009), choćby dlatego, iż sekcję stanowią tu dwa norweskie bulteriery – Ingebright Haker Flaten i Paal Nilssen-Love.




Paal Nilssen-Love, syn syjamski

Ot, i wpadł nam między słowa rzeczony Paal Nilssen-Love. Choć młodszy od Frode’ego o ponad 30 lat, mam wrażenie, że jest z nim na scenie od zawsze - stały członek trio, uczestnik CTO, współtwórca wielu płyt duetowych, a do tego sto milionów innych spotkań muzycznych. A mnie najbardziej jak dotąd urzekła efemeryda Frode Gjerstad / Paal Nilssen-Love Project "Hasselt" (Not Two, 2013), z udziałem wyjątkowego, elektrycznego basisty Petera Friis Nielsena i równie osobnego saksofonisty Sabira Mateena.




Sekstett

Na koniec wyjątkowy deser! W przepastnych tomach dzieł wszystkich Frode Gjerstada próżno szukać pozycji podobnej do "Sekstettu" (jak to się pięknie pisze! – Conrad Sound, 2010). Trzy instrumenty strunowe, tuba, rożek francuski i klarnet. Śmiała i niezwykle udana podróż w zakamarki współczesnej kameralistyki, niestroniącej jednak od pokrętnej semantyki free improvisation.




Best regards and wishes, Frode!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz