środa, 27 stycznia 2016

Radość kompletna - Anthony Braxton na przełomie trzeciej i czwartej dekady życia


Obiektywne omówienie wielopakowego "The Complete Arista Recordings Of Anthony Braxton" wymaga na wstępie nowego zdefiniowania pojęcia "Kompletnej Dyskografii". Otóż bowiem rzeczony 8-płytowy box nie zawiera bynajmniej pełnego zestawu nagrań Braxtona dla wytwórni Arista, nie został także uzupełniony jakimkolwiek bonusem, zarejestrowanym ongiś w studiach wydawnictwa i odkurzonym obecnie, co na ogół bywa stałym elementem podobnych "kompletnych nagrań". Nie znajdziemy tu także tzw. alternatywnych wykonań utworów, publikowanych wcześniej.


Na ośmiu dyskach mamy "jedynie" pełny zestaw muzyki wydanej 30 lat temu przez Aristę na dziewięciu wydawnictwach winylowych (w tym dwóch podwójnych i jednym potrójnym). W wypadku tego zestawu, absolutnie kompletna jest z pewnością radość płynąca z odsłuchu ponad ośmiu godzin muzyki Braxtona. Muzyki dotychczas - w większości przypadków - niedostępnej w formacie CD.

Braxton podpisał swój pierwszy "majerski" kontrakt (i chyba jedyny) w roku 1974. Miał za sobą okres prenatalnych eksperymentów "Nowego Jazzu" (które po latach okazały się kamieniami milowymi muzyki free), francuski przystanek końca lat 60. i pierwszej połowy 70. (freejazzowcy zza wielkiej wody koczowali podówczas masowo na paryskich ulicach), współpracę z Chickiem Coreą w ramach projektu Circle i – co dość istotne dla przebiegu dramaturgicznego tego omówienia – nagranie podwójnego zestawu standardów "What’s New In The Tradition".

Kontrakt podpisał, bo po prawdzie musiał (element socjalno-bytowy tej opowieści nie może ujść naszej uwadze), albowiem założył rodzinę i kupił dom w Woodstock. W okresie kolejnych sześciu lat nagrał dla Aristy 9 płyt, które w znaczącej części stanowią o wartości jego dokonań przełomu trzeciej i czwartej dekady życia.

Na "kompletny" zestaw nagrań dla wspomnianej w preambule wytwórni składają się nagrania solowe, duet z Muhalem Richardem Abramsem, duet z Georgem Lewisem wsparty orkiestrą Berlińską, trio z kolegami z AACM, pokaźna dawka nagrań kwartetowych, kompozycje wykonane w ramach kreatywnej orkiestry, gigantyczny projekt muzyki współczesnej na cztery orkiestry oraz drobny suplement skomponowany na dwa fortepiany.

Nagrania z trzynastu płyt winylowych zostały poupychane na ośmiu płytach CD, zatem siłą rzeczy nabywcy tego drogiego (skądinąd) zestawu pozbawieni zostali możliwości dogodnego, w pełni chronologicznego odsłuchu wszystkich nagrań, bez konieczności manipulowania krążkami. Np. każda ze stron analogowego "For Trio" umieszczona jest na innym CD, także niektórych sesji kwartetu trzeba szukać na dwóch CD (podobnie solowych eksploracji). Ale to w sumie drobne niedogodności. Opis płyt jest precyzyjny i pozwala w miarę sprawnie poruszać się po wydawnictwie.

Co bardziej zaawansowani technologicznie słuchacze zgrali zapewne całość muzyki do swych wyuzdanych ipodów, pogrupowali nagrania wedle winylowych kanonów, a także ściągnęli z netu oryginalne okładki (czego nam wydawcy "kompletnej" dyskografii – z niewiadomych powodów – poskąpili), przez co osiągnęli docelowy poziom komfortu.

Idąc za głosem tej ostatniej grupy słuchaczy, omówienie nagrań Anthony'ego Braxtona dla Aristy poprowadzę wg schematu analogowego, ubarwiając opowieść reprodukcjami pięknych, oryginalnych okładek czarnych płyt.


New York, Fall 1974

Jeśli miałbym jednym zdaniem podsumować największą wartość omawianego ośmiopaku, rzekłbym, iż jest nią pokaźna dawka nagrań kwartetu Braxtona z udziałem brytyjskiego trębacza Kenny'ego Wheelera. Dotychczas ich wspólne nagrania nie były w zasadzie dostępne w formacie cyfrowym. Wheeler, w tamtym okresie zdecydowanie free improviser, wniósł do muzyki Braxtona typowy dla europejskich muzyków improwizujących klasycystyczny sznyt, kameralne zadęcie, chwilę zadumy (choć sam pochodził z Kanady, całe swe życie artystyczne związany był z Wielką Brytanią). I choć osobiście bardziej cenię sobie w roli kwartetowego uzupełnienia, w tamtych latach, puzon szalonego George’a Lewisa, to obcowanie z trąbką Wheelera jest wartością samą w sobie i niesie istotne – dla mych uszu - walory sonorystyczne.






Jesienna sesja w kwartecie otwiera nasze wydawnictwo. Przy okazji nieodparte, choć subiektywne wrażenie, że Braxton po nagraniu "What’s New In The Tradition" zdecydowanie docenił brzmienie i frazowanie dobrej, jazzowej sekcji rytmicznej (co nie było częstym jego udziałem w pierwszym, pięcioletnim okresie działalności artystycznej). Docenił na tyle silnie, że przez kolejne dwadzieścia lat nagrywał głównie przy wsparciu kontrabasu i perkusji.
W tej sesji, obok Dave’a Hollanda (znacząco polubili się po wspólnym graniu w Circle), na perkusji Jerome Cooper (w kolejnych latach zastąpiony przez Barry’ego Altschula - także kolegę z Circle). Cztery kompozycje (wg słów samego autora, pierwsza z nich to atonalna wersja słynnej "Donna Lee"), a w ostatniej gość – Leroy Jenkins na skrzypcach. Wspaniały jazz! Z naciskiem na słowo jazz. Wszak kwartety z lat 70., w trakcie całej muzycznej przygody Braxtona, najbliższe są jazzowego mainstreamu, w pełnym rozumieniu tego słowa. Temat, improwizacje, czasami odrobinę kolektywne, temat, coda. Któż powie, że Braxton nie gra jazzu?!? 

Jesienna, nowojorska sesja sprzed 34 lat, to nie tylko kwartet. Płytę uzupełnia drobny duet z Richardem Teitelbaumem (inne ich nagrania dla Aristy, to właśnie jeden z brakujących elementów naprawdę kompletnej dyskografii) oraz nagrania kwartetu saksofonowego. Obok głównego bohatera – Julius Hemphill, Olivier Lake i Hammiet Bluiett, czyli 3/4 World Saxophone Quartet, i to jeszcze przed swoim pierwszym płytowym ujawnieniem! Jak się okazuje, Braxtona uznać można za protoplastę tej wybitnie popularnej formacji współczesnego jazzu!


Five Pieces, 1975

Lipcowa sesja kolejnego roku, to już tylko kwartet – z Wheelerem, Hollandem i Altschulem. Cztery kompozycje Braxtona (m.in. kolejne wersje kompozycji "23", eksplorowanej silnie poprzedniej jesieni) oraz nagrany w duecie z kontrabasem standard "You Stepped Out Of A Dream", otwierający cały zestaw, co po raz kolejny dobitnie dowodzi nam, że sesja tradycyjnych tematów z 1974 r. miały istotny wpływ na dalszy, muzyczny rozwój naszego bohatera. Pięknie improwizujący Braxton, uroczy towarzysz jego opowieści, choć nieco oddzielny estetycznie, Wheeler i rasowa jazzowa sekcja (Holland także bardzo czupurny w improwizacjach, zwłaszcza w rzeczonym standardzie). 




Szczególną uwagę zwracam na kompozycję "23E", trwającą ponad 17 minut – perełka w koronie tego składu, kwintesencja braxtonowskiej koncepcji muzyki na kwartet jazzowy w tamtych czasach. Muzyka iskrzy, z każdym kolejnym nagraniem, coraz mocniej, ale na apogeum tego składu musimy chwilę poczekać (rzecz bowiem wydarzy się na koncercie, ale dopiero na dysku szóstym – choć chronologicznie, ledwie 18 dni później).


Creative Orchestra Music 1976

Duże tematy muzyczne Braxton przerabiał już wcześniej (słynne CCC, nagrania czekające na swoją kompletną dyskografię), zarówno jako kompozytor, jak i muzyk do wynajęcia. Kreatywne Orkiestry w latach 70., to był pomysł świata free jazzu na szukanie nowych środków artystycznego wyrazu. Tu, lutowa sesja '76, oczywiście z Nowego Jorku - sześć kompozycji Braxtona, w każdej odrobinę inny skład (patrz: opis płyty), wielu wspaniałych muzyków (cała Free Nowy York w studiu!), w roli dyrygentów częściej Leo Smith i M.R. Abrams, niż sam Braxton. 




Niesamowity konglomerat muzycznych pomysłów - klasyczne big-bandowe przebiegi brutalnie gwałcone saksofonem kontrabasowym, sonorystyczne gierki kilkunastu wojujących instrumentów (w tym szmery Teitelbauma!), marsze weselne uciekające w ostre free – wyjątkowa muzyka, wytrzymująca niechybnie próbę czasu. I wyobraźcie sobie, że w roku 1977 "Down Beat" (ten sam magazyn, ten sam!!!) ogłasza tę wspaniałą płytę nagraniem roku! Oj, świat zeszmacił się nam przez te lata okropnie...


Duets 1976 (with Muhal Richard Abrams)

Wrzesień 1976 roku. Skromny duet z Muhalem Richardem Abramsem (piano). Dwie kompozycje obce (w tym otwierający klasyk Dolphy’ego "Miss Ann"), reszta utworów autorstwa Braxtona (w tym jeden wspólny obu Panów). 





W kontekście tego, co przedtem i potem w tym zestawie, delikatny odpoczynek dla naszych uszu. Zwłaszcza Muhal gra dość zachowawczo, ale dzięki temu zostawia pole szalejącemu na kilku instrumentach dmuchanych Braxtonowi. Świetny materiał dla początkujących fanów naszego bohatera – lekcja pt. "Dlaczego Braxton jest wybitnym instrumentalistą".


For Trio

Szczególne, ze względów personalnych, nagranie w zestawie. Kompozycja "76" (nota bene, wszystkie kompozycje zamieszczone w boksie określane są mianem "opusów") w dwóch wersjach. Najpierw trio z Douglasem Ewartem i Henrym Threadgillem, potem z Roscoe Mitchellem i Josephem Jarmanem. Nazwiska wywołujące drżenie każdego free fana – i słusznie! Braxton pilnie szukający swych afrykańskich korzeni. 




Każdy z muzyków ma do dyspozycji dziewięć instrumentów, a całość skomponowana jest nad wyraz precyzyjnie (odsyłam do opisu wydawnictwa). Plemienne inicjacje na dziesiątki dętych, perkusyjnych i innych małych przedmiotów. Trochę krzyków i garść szeptów. Zabawa dźwiękiem, mocno osadzona w klimatach wczesnego Art Ensemble Of Chicago, bliska także estetyce wspólnego nagrania Braxtona i Jarmana ("Together Alone"). Muzyka nobliwie łaskocze moje narządy słuchu, wszakże intelektu nie uruchamia specjalnie. Może zbyt wiele matematyki na etapie koncepcji, zbyt mało frywolności w trakcie wykonania. Wrzesień 1977 roku.


The Montreux/Berlin Concerts

Otóż i opus magnum "kompletnej dyskografii". Dwa koncerty kwartetowe i suplement. Pierwszy z roku 1975 (wspomniane 18 dni później), czyli Wheeler w roli klasycyzującego frytowca w konfrontacji z afroamerykaninem z ambicjami plus zabójcza sekcja rytmiczna, niebiorąca jeńców! Nagranie koncertowe ze Szwajcarii. Szkoda, że tylko 30-minutowe. Zaczyna się jak w filharmonii, kończy jak w porządnym nowojorskim lofcie! Na płycie wszakże nie ma chwili wytchnienia, bo zaraz odpalany jest kolejny koncert w kwartecie. Mija rok, lądujemy w Berlinie, Wheelera zastępuje George Lewis i koncert rozpoczyna się na nowo. Kolejne trzy torpedy. Tu jazda jest już ekstremalna. Karkołomne improwizacje, zwłaszcza Lewisa, kosmiczna chemia pomiędzy muzykami (koncert w ramach tej samej trasy, co słynny HatHutowy Quartet (Dortmund) 1976, tylko pięć dni późniejszy – sam nie wiem, czy ten nie jest lepszy). Niestety i tu – po pół godzinie - ktoś drastycznie wyłącza nam odtwarzacz. Płaczemy łzami wielkimi, jak kurze jaja. Dostajemy wszakże mały bonus na pocieszenie. 




Dwa dni po koncercie kwartetu, Braxton i Lewis, w towarzystwie Berlin New Music Group, wykonują ponad dwudziestominutową kompozycję "63". Jeśli liczyliście, że dwóch struchlałych jazzmanów podejdzie na kolanach do świergotania filharmoników, to jesteście w strasznym błędzie. Drapieżne improwizacje obu wybitnych muzyków delikatnie puentowane są bogatym orkiestrowym instrumentarium. Wielka rzecz, cudowne zwieńczenie genialnych koncertów kwartetowych (na CD nie słuchamy tego jednym ciągiem, albowiem to ostatnie nagranie kończy dysk zarezerwowany dla Creative Orchestra).


Alto Saxophone Improvisations 1979

Michael Cuscuna, producent aristowskich nagrań, wspomina po latach, iż sesje solowe Braxtona, zamieszczone na tej płycie, były dla niego najtrudniejszym wyzwaniem, przynajmniej, jeśli chodzi o realizację tego kontraktu. Muzyk trochę grymasił, był bardzo krytyczny wobec nagrywanego materiału i często, nawet po kilku miesiącach, wracał do nagrań i chciał poprawiać ich brzmienie. Cóż z tych ambiwalencji po 30 latach wynika? Piękna, czasami liryczna, solowa petarda – trzynaście kompozycji zarejestrowanych podczas trzech sesji (wbrew nazwie płyty, zdecydowana większość nagrań powstała w listopadzie 1978 roku), trzy standardy (w tym coltranowskie "Giant Steps"), reszta autorstwa Braxtona. 




Dla mnie osobiście jakiekolwiek nagrania solowe naszego ulubieńca nigdy nie zbliżyły się do poziomu solowego debiutu - "For Alto", ale raczej bywam odosobniony w tych sądach. Altowy Braxton w wersji solowej to majstersztyk w każdym wariancie. Nie sposób, zagłębiając się w tej muzyce, tego nie usłyszeć.


For Four Orchestras

Z pewnością najbardziej szalony zamysł kompozytorski w życiu Braxtona. Kompozycja (opus) "78", rozpisana na cztery (!) 39-osobowe orkiestry. Blisko dwie godziny muzyki. Stuprocentowa notyfikacja, bez śladu improwizacji, czterech dyrygentów. Zawsze podziwiałem w Braxtonie tę jego artystyczną bezczelność, tupet. W wieku 33 lat zmierzył się z historią muzyki współczesnej. Nie śmiem oceniać, czy poległ. Nie czuję się kompetentny. Szalony pomysł, szalona muzyka. 




Spuentuję ją bardzo osobistym wspomnieniem. Otóż pierwszy raz słuchałem tego nagrania idąc samotnie nad morze, wieczorem, w całkowitych ciemnościach, przy lekkim mrozie. Muzyka na uszach, całkowicie zagłuszająca dźwięki mrocznej natury, tworzyła demony w mojej głowie, a ja sam nie wiem, jak pokonałem 4-kilometrowy odcinek. I takaż ta muzyka na całe życie mi już pozostanie.


For Two Pianos


To już rok 1980 i blisko 50-minutowe wykonanie kompozycji "95". Frederic Rzewski i Ursula Oppens na dwóch fortepianach, dodatkowo okazjonalnie wspomaganych przez zither i melodikę. Smakowite, acz dla mnie mocno chill’outowe, zwieńczenie kontraktu z Aristą.




Czas na małe resumé - "The Complete Arista Recordings Of Anthony Braxton" znakomicie uzupełnia dyskografię naszego bohatera, wydaną w formacie CD. Trudno zresztą sobie wyobrazić ją bez tych nagrań. Abstrahując od nagrań niejazzowych tu zamieszczonych (patrz: dwie ostatnie pozycje), drodzy melomani otrzymali kwintesencję jazzowego Anthony’ego Braxtona. Zwłaszcza dla tych, którzy wciąż podchodzą do jego muzyki, jak pies do jeża – lektura obowiązkowa. A dla reszty? Kolejny smakowity kąsek wspaniałej historii jazzu.

Czekamy wytrwale na kolejne reedycje. Nagrań dostępnych tylko winylowo wciąż bardzo dużo!!! Wydawcy! Do dzieła!

Tekst pierwotnie zamieszczony na portalu diapazon.pl w styczniu 2009r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz